29 kwietnia 2014, 17:34
Rozdział 1.
Stary, opuszczony magazyn a w nim porozrzucane kawałki palet, połamane krzesła i różnego typu gazety i ulotki. Niektóre okna były pozabijane deskami mające szpary przez które do magazynu trafiały promienie słońca, łagodzące nieco nastrój grozy w słoneczne dni. W pozostałych oknach w ramach, wystawały ostre kawałki uprzednio pobitych szyb.
Ze ścian schodziła farba. Gdzieniegdzie na ścianach widniały napisy, które były efektem znaczenia swojego terytorium przez graficiarzy. Na suficie znajdowały się niedziałające lampy jarzeniowe, których żarówki były od dawna potłuczone a ich resztki znajdowały się na podłodze w całym magazynie, wydając pod stopami lekki cichy szmer. W magazynie prócz hali, znajdowały się również pokoje biurowe. W jednym z tych pokoi ocknął się pewien chłopak. Miał na imię Mariusz. Był przywiązany do krzesła, miał knebel w ustach i związaną każdą kończynę ciała.
Nie pamiętał jak się tu znalazł, właściwie sam już nie wiedział co się dzieje. Nie pamiętał nawet co robił wczoraj, jakby doznał krótkotrwałego zaniku pamięci. Pierwsze co przyszło mu na myśl to pewna dziewczyna, która siedziała mu w głowie od czasu kiedy ją poznał. Miała na imię Sylwia. Miała długie czarne włosy i uśmiech który sprawiał mu poczucie szczęścia i miłości. Miłość? Prawdę mówiąc nie zdawał sobie sprawy czy to do końca miłość. Bywały momenty że sam nie wiedział czego chciał i co czuje. Ona była strasznie nieśmiała. Kochał w niej tą nieśmiałość i tajemniczość, iż był pod tym względem nieco podobny do niej. Niestety ona jego miłości nie odwzajemniała. Mariusz miał podejrzenia, że ona go odrzuca przez to że nie potrafi być z kimś przez nieśmiałość i niepewność ale czym więcej rozmyślał nad tym wszystkim tym bardziej popadał w depresje.
Po chwili czasu namysłu nad tym wszystkim, Mariusz nadal nie wiedział jak się tu znalazł. Próbował się uwolnić ale niestety węzły były zbyt mocne i nie mógł zbytnio nic zrobić.
Po piętnastu minutach, do pokoju weszła jakaś kobieta. Miała krótkie blond włosy, niebieskie oczy, zbytnio nie grzeszyła urodą. Była ubrana zwyczajnie jak przeciętna kobieta która wyszła na spacer do parku. Z jej twarzy można było wyczytać wyrazy niedocenienia i smutku a co najlepsze gniewu. Miała w ręce pistolet na którym był nałożony tłumik. Mariusz zaczął próbować krzyczeć ale knebel w ustach mu to uniemożliwiał. Kobieta do niego podeszła, po czym zdjęła z jego ust knebel, Mariusz zaczął głośno krzyczeć:
-Co ja tu robię?! Kim Ty jesteś?! Co ja Tobie zrobiłem że mnie tu trzymasz?!
Kobieta spojrzała na niego z uśmiechem na twarzy i odpowiedziała:
-Nic mi nie zrobiłeś, nikt mi nic nigdy nie zrobił...
-Wytłumacz mi to, o co tu chodzi do kurwej nędzy?!
Kobieta odparła:
-Dowiesz się w swoim czasie... Po czym założyła mu z powrotem knebel i wyszła.
Mariusz zaczął płakać i nie miał żadnych podejrzeń kto to może być i o co tu może chodzić.
Zaczynałem mieć pewność że to już chyba koniec. Po dziesięciu minutach kobieta znowu weszła do pokoju i przyłożyła mu do twarzy chusteczkę która była nasączona chloroformem, Mariusz zaczął czuć się słabo i widział wszystko podwójnie po czym zasłabł...